czwartek, 26 września 2013

Oto historia o tym jak Słodzia - mała kicia pojawiła się w naszym domu.

Cześć! Jestem Karolina. Jako pierwsza zamieszczam swoją opowieść w "Kąciku miłośników przyrody", ponieważ bardzo lubię zwierzęta!

Oto historia o tym jak Słodzia - mała kicia pojawiła się w naszym domu.

Moi koledzy mieli już swoje zwierzątka domowe. Ja też bardzo chciałam mieć zwierzątko, a najbardziej kota. Zaczęłam prosić mamę o to, aby mi go kupiła. Niestety nie zgodziła się, ponieważ mam alergię na roztocza, a one pomieszkują miedzy innymi w sierści zwierząt domowych. 

Nie dawałam za wygraną i błagałam o kota, aż w końcu mama wyraziła zgodę i powiedziała, że wiosną kot zamieszka razem z nami. Wtedy było jeszcze lato, więc musiałam długo czekać.

Pod koniec sierpnia, kiedy jak zwykle bawiłam się z bratem na podwórzu, zauważyłam, że z krzaków wychodzi mały biało-czarny kotek, który miał czarną łatkę pod bródką. Powoli zaczęłam do niego podchodzić. Na początku trochę się bał, ale potem dawał się już pogłaskać. Byłam bardzo szczęśliwa,,bo mogłam się z nim bawić i go oswajać. Gdy wychodził z krzaków na spotkanie ze mną , zawsze był w towarzystwie swojej kociej mamy, a kiedy moja mama nie patrzyła, podkradałam szynkę z lodówki i dawałam ją kotom.

Mijały dni, a ja bardzo przywiązałam się do tego kotka, a on do mnie, więc nazwałam go Słodziaszek (myślałam, ze to chłopak(: ). 

Pewnego dnia kiedy wracałam ze szkoły z moim kolegą, ten zobaczył Słodziaszka i zamiast go pogłaskać zaczął się z nim droczyć. Nie podobało mi się to, że był dla niego niemiły, a już nie do przyjęcia był fakt,że sprowokował kłótnię pomiędzy Słodziaszkiem i jego mamą. Od tej pory kiedy Słodziaszek podchodził do swojej kociej mamy ta go atakowała. 

Zbliżała się zima, a ja bałam się o kocie maleństwo, że zamarznie, albo nie będzie miało co jeść. W niedzielę kiedy byłam w kościele ktoś bliski powiedział mi, że jeżeli jestem taka wrażliwa na los tego kota, to warto, abym go do siebie przygarnęła. Po powrocie do domu powiedziałam o tym mojej mamie, a ona obiecała, że się zastanowi nad przygarnięciem oswojonego już zwierzątka. Minął tydzień i mama zgodziła się, bo też żal jej było tego kota. Kiedy dowiedziałam się o zgodzie byłam tak szczęśliwa, że aż skakałam z radości. Trzeba było jeszcze porozmawiać z sąsiadem i kot mógł być już mój! Sąsiad, który był właścicielem tego kota zgodził się ,aby Słodziaszek zamieszkał u mnie. W tym samym dniu mama pożyczyła od koleżanki przenośną klatkę i pojechałyśmy ze Słodziaszkiem do weterynarza. Tam okazało się, że to nie kocur,lecz kociczka, więc postanowiłam nazwać ją Słodzia. 

Od tego czasu ja i mój kot jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Mama Słodzi przestała ją atakować i moja rodzina również ją pokochała. Bawię się z moją kotką codziennie i nazywam ją zdrobniale Słiti. Kocham mojego kota i nie zamieniłabym go na żadnego innego!

Karolina Kabata kl. Va